Poronienie, śmierć dziecka to tragedia, która dotyka nie tylko matkę. Ojcowie w tych przypadkach są notorycznie pomijani i ignorowani. Nie mają prawa do dodatkowego urlopu, nie są objęci opieką psychologa. Tęczowe dziecko oznacza dziecko urodzone po stracie. Jest niczym tęcza po burzy, po ciężkim dla rodziców okresie, kiedy stanęli w obliczu śmierci poprzedniego dziecka. Dla rodziców poronienie, bez względu na tydzień ciąży, bywa bardzo bolesne. Często stratę na wczesnym jej etapie bagatelizuje się już w szpitalu, chociaż dla Ile przeciętnie para stara się o dziecko. Szczyt płodności kobiet między 18 a 25 rokiem życia. Prawdopodobieństwo zajścia w ciążę po 30 roku życia wynosi około 20%, w wieku 35 lat spada do 11%, a po 40 roku życia już tylko 2-4%. Narastające trudności z zajściem w ciążę dotyczą głównie oocytów i ich jakości, która Polska Izba Branży Pogrzebowej zapewnia jej członkom, a tym samym rodzinom osób zmarłych, których ceremonię pogrzebową obsługują firmy zrzeszone w PIBP pomoc psychologów, po stracie osoby bliskiej, w tym również po stracie dziecka. Kobieta po stracie walczy także ze swoim ciałem, gdy po utracie dziecka pojawia się laktacja, musi też przetrwać połóg, choć obok nie ma upragnionego dziecka. Nie pomaga również fakt, że doświadczenie straty wciąż jest tematem tabu, o którym nie mówi się w przestrzeni publicznej i często też nie mówi się w domu , wśród Zero szans na donoszenie i urodzenie zdrowego dziecka. Płacz, rozpacz i strach i nie do wierzanie!!! W 15 tygodniu brak tętna Tym razem byliśmy przygotowani do tego co powinno być zrobione przy pierwszej stracie mając prawie 40 lat…Zrobiliśmy badania genetyczne oraz ustaliliśmy płeć dziecka. . Kiedy zdecydowała się zrobić sobie pierwszy tatuaż, nie spodziewała się, że niedługo role się odwrócą i to ona będzie trzymała w dłoni maszynkę. W to, co robi wkłada całe serce i jeszcze więcej pracy. O tym, dlaczego warto zacząć od tribali, czy warto tatuować sobie modne motywy oraz o kobiecym pierwiastku w świecie tatuażu rozmawiałam z Karoliną Wilczewską z White Rabbit Wrona: Jak zaczęła się twoja przygoda z tatuażem?Karolina Wilczewska: Przede wszystkim niespodziewanie, nie planowałam tego. Studiowałam stosunki międzynarodowe i bezpieczeństwo narodowe. Myślałam o pracy związanej z reagowaniem kryzysowym bądź w ambasadzie... Któregoś dnia postanowiłam zrobić sobie tatuaż i w ten sposób poznałam Jaromira, mojego obecnego chłopaka, który wciągnął mnie w ten wcześniej?Rysowałam, ale tylko dla zabawy. Teraz oceniłabym moje wczesne rysunki jako marne. Rysunek bezpośrednio związany z tatuażem zaczęłam ćwiczyć u boku mojego chłopaka. Uczyłam się wszystkiego od nowa, rysowałam z maszynką przy ołówku, żeby przygotować nadgarstek do obciążenia. Pierwsze szlify w tatuażu zdobywałam w Londynie. Pamiętam mój pierwszy całkowicie samodzielnie wykonany tatuaż, był to tzw. tribal. Tribal?Uważam, że każdy początkujący tatuator powinien zacząć od tribali. Na początku byłam zdziwiona, że ktoś każe mi to robić, wydawało mi się to stare i niemodne, ale robiąc tribale uczysz się tak naprawdę wszystkiego - pięknego konturowania, wyciągania szpiców, możesz też potrenować cieniowanie zanim zaczniesz wszystko wypełniać. Nawet jeśli omsknie się ręka, można delikatnie pogrubić linię i nikt nie zauważy. Zrobienie ładnego tribala to sztuka. Uważam, że warto schować swoje ego do kieszeni i od tego zacząć. Jak wyglądała droga od tribala do tego, co robisz teraz?Na początku tatuowałam w różnych stylach, najbardziej podobały mi się prace komiksowe, inspirowałam się pracami Jessego Smitha. Później wpadł mi w ręce szkicownik Emily Rose Murray i od tego wszystko się zaczęło. Jej prace są piękne, kobiecie, kolorowe, są na nich perły, kwiaty, ozdoby, soczyste kolory, grube kontury. Zakochałam się w tym stylu. Kim są kobiety z twoich tatuaży?Bazuję na zdjęciach kobiet znalezionych w internecie, dodaję do nich coś od siebie, dzięki czemu powstaje zupełnie nowa twarz. Czasami klienci mają swoje sugestie lub zdjęcia. Przykładowo tatuowałam kiedyś kobietę o twarzy Angeliny Jolie, a ostatnio inspirowałam się twarzą córki klientki. Nie lubię tworzyć wiernych kopii, zazwyczaj jest to pewnego rodzaju adaptacja, wyciągnięcie charakterystycznych cech. Wspomniałaś, że podoba ci się kobiecy styl Emily Rose Murray. Kiedyś tatuaż był domeną mężczyzn. Czasy się zmieniły i teraz kobiety zarówno tatuują, jak i są tatuowane. Co kobiecy pierwiastek wniósł do świata tatuażu?Szczerze mówiąc, w tym momencie patrząc na tatuaż ciężko jest stwierdzić, czy został on wykonany przez mężczyznę czy kobietę - tatuatorki mogą wykonywać mroczne i agresywne wzory, a tatuatorzy delikatne i florystyczne motywy. Jest popyt - jest podaż. Spotkałam się z opiniami, że kobiety tatuują delikatniej i mniej boli, ale po kilku godzinach pod igłami myślę, że nie ma to większego znaczenia, jakiej płci jest twój oprawca. Z drugiej zaś strony zdarza się, że klientkom łatwiej jest się zgłosić do kobiety, gdyż mniej by się krępowały, albo też ich partner mógłby być zazdrosny, gdyby obcy mężczyzna dotykał jego dziewczyny. Rynek związany z tatuażem jest teraz ogromny, także każdy znajdzie kogoś odpowiadającego jego potrzebom. Zdobywasz liczne nagrody na konwentach. Czy któraś z nich jest dla ciebie wyjątkowa?Na konwenty jeżdżę stosunkowo od niedawna. Wcześniej bałam się braku higieny i nieprzewidywalnych sytuacji, kiedy ktoś np. przewraca się na moje stanowisko lub dotyka sterylnego sprzętu, który ma kontakt z krwią klienta. Obecnie wiem, jak się do nich odpowiednio przygotować, więc praca na nich nie jest już tak straszna. Najważniejszą nagrodą jest moja pierwsza nagroda, którą dostałam na konwencie w Poznaniu za tatuaż neotradycyjny. Szymon, mój klient, poświęcił mi osiem miesięcy życia, żebym mogła wykonać taką pracę jaka mi się marzy. Ta nagroda była podsumowaniem naszej pracy, jego cierpienia, ale również zadośćuczynieniem dla jego żony, która w tym czasie zajmowała się dziećmi. To była ogromna satysfakcja. Chwilę później dostałam nagrodę za tatuaż dnia - a tego w ogóle się nie spodziewałam!Tworzysz w stylu neotradycyjnym. Czym on się charakteryzuje?Jak łatwo się domyślić, ten styl bazuje na stylu tradycyjnym, czyli na klasycznych motywach, które pojawiały się kiedyś w tatuażach marynarzy, żołnierzy... Znajdowały się tam kobiety, kotwice, serca, ale ilość i różnorodność tych motywów stale się zwiększała i obecnie każdy temat można przedstawić w tym stylu. Wyróżnia go przede wszystkim ładny, precyzyjny kontur - gruby na zewnątrz i cienki w środku, do tego idealnie zrobiony kolor i gładkie cieniowanie. W tatuażu neotradycyjnym często przeważają zgaszone barwy, ale nie jest to ścisła o tatuażu Szymona, czy to był twój najważniejszy projekt?Tak, to była moja pierwsza tak duża praca. Początkowo zaprojektowałam ten wzór wymierzając proporcje na swojej nodze, więc później musiałam powiększać to wszystko i dopasowywać. To było mnóstwo pracy. Byłam bardzo wdzięczna Szymonowi za regularność w pojawianiu się na sesjach, bo trudno jest kończyć pracę zaczętą kilka miesięcy wcześniej, kolory wyglądają już zupełnie inaczej. Jeżeli w grę wchodzi wielkoformatowy tatuaż, to przy półrocznych przerwach ukończenie takiego wzoru może się ciągnąć kilka lat. Przez cały czas większość z tatuatorów rozwija się, polepsza swoją technikę, zmienia sprzęt i farby i taki progres może być mocno widoczny w tatuażu rozpoczętym na przykład rok wcześniej. Bardzo doceniam też inne moje duże projekty: plecy, klatki piersiowe, nogi, panele boczne, czyli żebra plus nogi, a także tych klientów, którzy są w stanie przylecieć do mnie z innej części Europy. Skąd był twój najdalszy klient?Z Australii. Bardzo często mam klientów z Wielkiej Brytanii i Norwegii. Tym klientom, którzy są w stanie do nas przylecieć, jesteśmy w stanie ułatwić wizytę - odbieramy ich z lotniska, rezerwujemy hotele, pomagamy z językiem czy odnaleźć się w mieście. Czy są jakieś motywy, których wykonania byś się nie podjęła?Nie wytatuowałabym wulgarnych wzorów ani symboli nazistowskich. Nie robię też feniksów, bo jest to temat którego nie czuję. Mam też dość znaków nieskończoności, ale całe szczęście teraz ludzie mnie już o to nie proszą. Czy zauważasz jakieś trendy w świecie tatuażu? Co teraz jest modne?Ciężko jest określić, co konkretnie jest modne w tatuażu. Na pewno trendy wyznaczają internet, media i gwiazdy. Niewątpliwie na topie jest obecnie styl realistyczny i Zglenicki w rozmowie ze mną wspominał, że dostaje dużo próśb o tatuaże, które pokazuje w prawda! Ja też jestem ostrożna z tym, co publikuję. Dawno temu zajmowałam się trochę watercolorem. Wystarczyło, że wrzuciłam do internetu jedną pracę i rozpoczynała się litania próśb o dokładnie to samo. Stało się to tak monotonne, że całkowicie zrezygnowałam z tego stylu. Podobnie było, kiedy wrzuciłam wzór sowy. Część klientów jest wzrokowcami, dopiero kiedy zobaczą wzór na ciele wiedzą, jak to będzie wyglądać na skórze, a nie na kartce. Staram się przekonywać moich klientów do podobnych stylistycznie wzorów, ale jednak oryginalnych, jedynych w swoim rodzaju. Teraz publikuje tylko te prace, które chciałabym co jeszcze ci się przejadło?Sowy, wilki, jelonki... kiedy ktoś prosi mnie o tatuaż związany z naturą staram się zaproponować mu inne zwierzątko - muflona, orła, żabę, mysz, cokolwiek innego.... Bądźmy oryginalni!W jaki sposób można ocenić, czy tatuaż jest dobry czy zły? Jakie są twoje kryteria?Zwracam uwagę na precyzję linii, kontury, gładko położone kolory, ładne przejścia i dopasowanie tatuażu do kształtu ciała. Nawet najpiękniejszy portret zrobiony niezgodnie z anatomią będzie powodował wrażenie, że coś jest nie tak. Trzeba myśleć o tym jak ciało wygląda w ruchu, w którym kierunku biegną poradziłabyś młodym adeptom sztuki tatuażu?Najważniejsze są cierpliwość i pokora. Nie ma sensu od razu porywać się na wielkie prace i trudne wzory, trzeba przejść przez te kilka "tribali" z cierpliwością, nie zabierać się od razu za kolory i portrety. Pracuję w studiu od rana do wieczora, ale kiedy wracam do domu nie rzucam się na łóżko żeby oglądać seriale, tylko jem kolację, siadam do biurka i rysuję. Staram się wciąż uczyć, rozwijać, być lepszą w tym, co robię, bo wiem, że jeszcze dużo przede mną. Bycie tatuatorem nie jest łatwe. Wydaje się, że każdy może złapać za maszynkę i zostać artystą tak popularnego teraz "ignorant style", ale robienie dobrych tatuaży wymaga pracy i cierpliwości. Nie zostaniesz gwiazdą w rok. Musisz ustalić nowe priorytety, rysować, projektować, szukać inspiracji, próbować różnych technik. Jeśli znajdziesz jakiegoś mentora to słuchaj go, a nie dyskutuj. Też taka byłam, też miałam zawsze jakieś "ale" i musiałam się tego pozbyć. Powtórzę raz jeszcze - pokora, cierpliwość, słuchanie osób bardziej doświadczonych, szukanie własnego stylu i zawziętość w robieniu swojego. W drodze do salonu tatuażu planuje się zwykle wytatuowanie wzoru czy cytatu, który symbolizowałby ważne wydarzenie w naszym życiu lub po prostu przywiązanie do pewnych wyznawanych przez nas wartości. Te kobiety miały jednak nieco inny cel: sprawić, by mieć przy sobie choć cząstkę kogoś, kogo utraciły, zanim się narodził. Mówienie o niektórych problemach głośno bywa bolesne, ale czasami działa wręcz uzdrawiająco. Jak przełamać się, aby w ogóle zacząć mówić o przykrym doświadczeniu? 31-letniej Joan Bremer z Kalifornii pomógł w tym tatuaż. Kiedy go sfotografowała i upubliczniła w serwisie Imgur, jej zdjęcie wraz z wiążącą się z nim historią stało się viralem. Joan Bremer poroniła w siódmym tygodniu ciąży. Teraz twierdzi, że takie wydarzenie, nawet jeśli stało się na początku ciąży, jest bardzo bolesne. Aby przełamać tabu i nauczyć się mówić o utracie ciąży, postanowiła zrobić sobie tatuaż w kształcie ciągłej linii łączącej jej serce z sercem dziecka w łonie także: Hot: Subtelne, małe tatuaże z InstagramaWystarczy dokładniej przejrzeć serwisy społecznościowe, by dostrzec, że takie tatuaże nie są nowością. Kobiety, by ułatwić sobie poradzenie z sytuacją, decydują się na tatuaże w kształcie dziecięcych stóp ozdobionych aureolą, wstążek czy znaku nieskończoności z serduszkami. Dzięki temu mogą na swój sposób mieć utracone dziecko zawsze przy którzy włączyli się do dyskusji pod zdjęciem Joan Bremer, zwrócili uwagę na fakt, że poronienia są bardziej powszechne niż wszyscy myślą. Okazało się, że 31-latka przełamała pewne tabu i zapewne nie tylko ona chciałaby, aby kobiety potrafiły mówić o poronieniu bardziej otwarcie. Myślicie, że takie tatuaże to dobry sposób, by poradzić sobie z mówieniem o stracie?Zobaczcie także: Tatuaż na nadgarstku- przegląd napisówFot. Instagram/Imgur Widok (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:46 Dziewczyny czy któraś z Was lubi tatuaże? ;) ja walsnie dojrzalam do kolejnego... i szukam inspiracji :D napewno chce na nadgarstku tylko nie wiem co... no i mam super wzor na plecy ale to czekam na lepsze czasy bo troche kosztuje :P 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:49 ja uwielbiam! mam jeden, ale już mam wzór i miejsce na kolejne, czekam jednak do wiosny żeby sobie kaskę uzbierać ;) Jestem Mamą Aniołka [*] + (9tc) - Oleńka... 0 0 ~kreska (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:49 ja lubie, ale zalezy jakie. lubię tribalowe :) 0 1 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:51 ja lubie roze. gotyckie :D ale mam teraz parcie na cos na nadgarstku ale nie znalazlam jak an razie nic co mnie zachwycilo :( 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:52 gdybym miala znajomego tatuażystę to zrobiłabym już teraz, no ale muszę wybrać fajne studio bo niektóre nie wzbudzają mojej sympatii... myślalałm o studiu w wejherowie, może ceny bylyby bardziej przystępne ;) Jestem Mamą Aniołka [*] + (9tc) - Oleńka... 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:51 oj to wciąga :))))))))) po zrobieniu pierwszego już myślałam o kolejnych :] ale jednak dałam sobie spokój ;) poprawiacie/odświeżacie swoje tatuaże? ja mam już ponad 11 lat i nic z nim nie robiłam :P a mój ex miał zagwarantowane odświeżenie tatuażu chyba po roku czy po dwóch od zrobienia (w tym samym salonie, tylko robił jakieś 3 lata po mnie) 0 0 ~kreska (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:54 ja swój mam 6 lat i jak na razie wyglada ok :) 0 0 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:55 ja robilam w studio lezec na wzgorzu. ale maja dosyc drogo.. moi znajomi polecaja na morskiej w stoczni tam koles troche mniej bierze. ale i tak min 100we :) ja sie troche boje ze na nadgarstku bedzie mega bolalo... hmm 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:55 mam 2:) Jeden na łopatce- własnie tribal- rozmiary 5cm x 5cm. W grudniu 2009 roku zrobiłam drugi nad kostką- większy nieco- 6cm x 7cm- motyl w zaroslach e skrzydłami wieeelkimi! Teraz 3 ci bedzie za rok, albo na nadgarstku własnie albo na tyłu. Ja chcę rok moich urodzin. Risika, ja też je kocham, a jak pisze Agunia- wciaga!!!!!!!!!!!!!!!!!! 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:56 Ceny: ja za łopatke-4 lata temu- płaciłam jakieś 300zł. Teraz za kostkę- 450zł. BOLI NAD KOSTKĄ JAK CHOOOLERKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Podejrzewam, że nadgarstek też;/ 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:56 oooo tatuaże są boskie, choć nie wszystkie :) heh Ja zawsze byłam przeciwna tatuażom zawsze mówiłam że to głupota aż pewnego ranka od tak sobie wstałam i poszłam zrobić tatuaż na nodze przy kostce motylek :) heh no i teraz bardzo bym chciała zrobić drugi. Strasznie to wciąga 1 1 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:58 hehe no wiem wiem ze wciaga ;-) ja sie tyle lat zbieralam ale balam sie bolu.. i to nie bylo takie straszne wcale :D na karku tez mi sie podoba... tez mysle nad napisem jakims. ale brak pomyslu co by to moglo byc... ale mam na to mega ochote ;) i jeszcze kolczyk w jezyku... heh ale wszyscy mi mowia ze mnie porabalo i ze za stara jestem ;/ 0 0 ~kreska (11 lat temu) 20 września 2010 o 19:58 Ania- ja tez mam motyla, poniżej karku :) 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:02 ja mam jeden, na mostku, między piersiami od 10 lat, teraz zbieram na pięknego Feniksa na plecach, ale to wydatek koło 1000 zł 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:03 ja mam trzy- na ramieniu, dookoła kostki (noga) i odcinek lędźwiowy kręgosłupa wciąga oj wciąga :) robiąc kolejny, odświeżam poprzednie- w cenie nowego oczywiście 0 0 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:07 no wlasnie moja przerobiona roza harleya davidsona na plecach tez mnie ma ok 600 zl kosztowac ;/ 0 0 ~zzzz (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:11 ja tylko czekam az skończę karmić malutką i w nagrodę za wielki wysiłek jakim jest poród zrobie sobie tatuaż! pierwszy! marzę już o nim od dłuższego czasu!!!!! aaaaaaaaaaaaa nie moge sie doczekać! 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:33 Risika ja też właśnie myślę o jakiś napisie na karku lub ręce lecz nie mam żadnych pomysłów. A kolczyk to z chęcią bym sobie zrobiła na języku lecz bardzo się boje :) 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:38 Ja mam tatuaż na data naszego ślubu napisana chińskimi znakami,mąż ma też tylko że na całych o przetłumaczenia koleżankę z pracy,Chinkę oczywiście;-)Teraz chciałabym trochę odświeżyć mój, wpleść między znaki jakieś wijące się pnącze albo coś w tym stylu. 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 20:52 Ja wlasnie wczoraj myslalam o tatuazu kolejny raz :) A tatuażu wciąz brak... Boje sie no..... :/ Ale postanowilam, ze robie na 3--ste urodziny, a to juz niedlugo :D Chce zrobic na ramieniu, ale tak z przodu, w okolicy ramiączka od stanika mniej więcej :D Moj maz ma na stopie z boku, zacządzący prawie na spod, ale starł mu sie bardzo mimo, ze raz byl juz poprawiany... 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 21:36 Nad pierwszym tatuażem długo się zastanawiałam,więc jak go robiłam byłam pewna że go naprawdę za tym ten tatuaż znaczy dla mnie wiele,bo ma głębszy sens a nie jest tylko chwilowym też dam sobie kilka miesięcy do pojedziemy do Polski w maju to pewnie pójdę zrobić. 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 21:49 Ja mam 3 tatuaże. Na łopatce, lędźwiach i stopie. No i mam fajnego znajomego co robi tatuaże. Z mojego polecenia robił już chyba 10 osobom w tym udało mi się namówić mojego tatę na tatuaż. Ma znak zodiaku lwa na ramieniu-w prezencie urodzinowym.... 0 0 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 21:56 hehe Trotka tak czytam Twoja wypowiedz i myslalam ze moze jestes moja kolezanka bo w zeszlym roku tez Tacie fundnela tatoo na urodziny tyle ze rybki na ramieniu :D 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 22:02 ..tatusie tatusiami, ale oby nasze dzieci nie przejęły miłości do tatuaży we wczesnym wieku:) 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 22:03 ja mam dwa, jeden na udzie, motylek, drugi na calej stopie i bolalo jak cholera, trzeciego nie planuje , bo wsrod tatuazystow jest opinia, ze jest malo ludzi z jednym tattoo, a jeszcze mniej z dwoma, minelo jak zdecydowalam sie na drugi hihi, maz nie ma zadnego i nie ma zamiaru jak na razie... ale tatuaze wciagaja i bardzo podoba mi sie ta sztuka, duzo bardziej niz kolczykowanie, moze dlatego, ze mam wiele dziewczyn , znajomych z kolczykami w sutkach i to jest ekstrema, a do tego spokojnie karmia piersia, ale kolczyk trzeba wyjac... 0 0 ~Risika (11 lat temu) 20 września 2010 o 22:04 oo fujjj kolczyki w sutkach bleee hehe Aniu to pewnie an szczescie tylko henna :P 0 0 (11 lat temu) 20 września 2010 o 22:06 Oł dżi:(...tylko nie kolczyki w sutkach!!!!!! Grrrr....obrzydliwe!!!! 1 0 (11 lat temu) 21 września 2010 o 08:13 ja od dłuższego czasu choruje na jakiegoś stwora morskiego na lędzwiach, ale nie zebralam sie przed ciążą i teraz odczekuje. Powiedzcie gdzie najbardziej boli? 0 0 konto usunięte (11 lat temu) 21 września 2010 o 09:28 Uwielbiam tatuaże:) Mam dwa,na ramieniu pumę i na karku,plecach gwiazdki. To prawda tatuaże wciągają,myślę o trzecim na wewnętrznej stronie przegubu:) Chciałam jeszcze na stopie kwiatki które idą w okół kostki. Tatuaż boli najbardziej na stopie,lędźwiach i właśnie na przegubach, tam gdzie jest mało tłuszczyku. Bolą bardziej kontury niż wypełnienie. Ten koleś co robił mi tatu opowiadał,że przychodzili do niego napakowani kolesie,kozaki a mdlali jeden po drugim hihihihi. 0 0 (11 lat temu) 21 września 2010 o 09:34 ja ostatnio przezylam depilacje laserowa, ktora tez nie nalezy do przyjemnych. Zastanawiam sie czy to podobny bol? Ktoras z was moze wie 1 0 ~Risika (11 lat temu) 22 września 2010 o 21:24 nad kostka gdzie jest sama skora bolalo ;) ale juz na łydce nie. ja mialam wrazenie jakbym sie zaciela maszynka ;)) ja ciagle nie mam pomyslu co na nadgarstku moge miec.. ale znalazlam wzor.. heh Małą Mi ;)) taka jak z pauliny czapki bo to moja mała Kochana Mała Mi ♥ tyloko nie wiem gdzie ją chce... 0 0 (11 lat temu) 22 września 2010 o 23:36 Hej :) I ja dołąćzam do was Tatoo :) Dzis zrobiłam sobie własnie mój 1 tatuaż na stopie. Grrr.... bolało ;/ ale to taki ból jakby depilatorem jechac po delikatnym miejscu na łydce. No ale jak to mówią,chcesz być pięna to cierp :) Planuję potem na łydce by połączyc z tym na stopie :) Mam kolegę tatuażyste, miał swoje studio w starogardzie,ale teraz tatuuje w domu u klienta. U mojego niemałża zrobił tak perfekcyjjnie tatuaz ze zdecydowąłam sie sama sobie zrobic :) No i mam :) 0 0 (11 lat temu) 23 września 2010 o 07:43 No i ja też się dołączę ;D Lubie bardzo tatuaże i ból ( w moim przypadku ) podczas robienia tatuażu na karku, porównuję z bólem podczas porodu :) Morał? I mogę się tatuować i rodzić. ;) Teraz w grudniu idziemy z mężem robić kolejne. Ja wybrałam nadgarstek lewej ręki i chce jakąś ładną czcionką napisać imię synka ;) Mąż będzie robił tatuaż na żebrach. :) No i myślę że na nadgarstku zakończę robienie ;) :) 0 0 (11 lat temu) 23 września 2010 o 07:46 co do kolczyków. Miałam długo w języku... ale 2 miesiące temu stwierdziłam że już mi kolczyk w języku do szczęścia nie potrzebny ;) Ale fajna sprawa ;D :) 0 0 (11 lat temu) 23 września 2010 o 08:57 Mam dwa tatuaże - pierwszy robiony jeszcze w liceum (nie miałam nawet 18 lat): czarnego konika morskiego na łopatce, a drugi robiłam już na studiach - mój własny projekt: kolorowego motyla w bluszczu na lędźwiach; Na łopatce nic mnie nie bolało a tam na dole to masakra jakaś hehe teraz szykuje się do dorobienia ważki tam na dole; Mysle nad studiem w Sopocie (chyba seagull się nazywa) - facet nie jest tani ale widziałam u znajomego jego prace i były super :) 0 0 ~Magda (10 lat temu) 15 marca 2012 o 14:43 Podbijam watek, bo szukam kogos kto robi tatuaze w domu. Znacie kogos takkiego? 0 0 ~ona 26 (10 lat temu) 15 marca 2012 o 16:55 To ja też dołączę :) Mam jeden, na razie , hehe, właśnie na lędźwiach i prawdę mówiąc, tak bardzo nie bolało. Więcej strachu najadłam się, zanim mi go zaczęli robić. Teraz marzę żeby zrobić na stopie, ale słyszałam, że to tu strasznie boli....:/ Tak więc cały czas się zastanawiam. No i nie mam jeszcze fajnego wzorku... Pozdrawiam 0 0 (10 lat temu) 15 marca 2012 o 17:04 0 0 ~pingwinek (10 lat temu) 15 marca 2012 o 22:41 na stopie slyszalam ze jak sie robi zima to sie wycieraja, czy to prawda?? ja mam na lewym nadgarstku imie syna, teraz mysle nad dorobieniem jeszcze daty urodzin pod, no i tez rozwazam stope. 0 1 ~malinka222 (10 lat temu) 16 marca 2012 o 00:40 Dziewczyny,myślę nad jakimś tatuażem związanym z jakaś sekwencja po łacinie albo coś związanego osobiście z moim jakieś takie tatuaże związane z Waszymi dziećmi? 0 0 ~m. (10 lat temu) 16 marca 2012 o 09:33 żaden dobrze zrobiony tatuaż się nie wytrze, może jedynie trochę zblaknąć po latach ale to jest związane z tym że jak się ruszamy to skóra pracuje i farba się rozchodzi ja polecam tylko Maorysa z Sopotu 0 0 (10 lat temu) 16 marca 2012 o 14:59 ja wlasnie jestem na etapie gojenia sie mnie bylo tak ze 10 lat temu sobie robilam,wyszedl beznadziejnie i teraz,wkoncu bylam go juz mysle o nastepnym... 0 0 ~Karollla (10 lat temu) 16 marca 2012 o 16:34 Ja tez mam tatuaz, właśnie na nadgarstku, nic wielkiego..ale dla mnie mega ważne bo to rzymska data urodzenia mlodego..teraz myśle o kolejnym razEm z mężem zeby upamiętnić przełom w naszym życiu, który właśnie ma miejsce ;) 0 0 ~Karollla (10 lat temu) 16 marca 2012 o 16:35 A robiłam w Sopocie w saveetat ;) dość drogo ale mega profesjonalnie. 0 0 (10 lat temu) 16 marca 2012 o 17:49 a ile placilas? 0 0 ~Karollla (10 lat temu) 16 marca 2012 o 18:31 Za datę na nadgarstku placilam 150zl w tym 100 zł za samo przygotowanie stanowiska. 0 0 ~malinka222 (9 lat temu) 20 marca 2013 o 11:51 Odświeżam jakiś pomysł na tatuaż związany dzieckiem?Nie chcę raczej żadnego napisu może jakiś motyw oznaczający nie można spotkać motyw anioła ale to bardziej po stracie dziecka. 0 0 ~fiolka (9 lat temu) 20 marca 2013 o 19:10 a czy któraś z Was tatuowała się w new school tatoo?na starym mieście. Umówiłam się na 27marca, w planach mam mtyw trzech motyli od najmniejszego do największego (jakieś 10cm na 10cm w sumie)w kolorze na plecach. Cena wstępnie ok 400zł. Może ktoś zna to studio?? 0 0 do góry Agata Kotoska straciła dziecko jako nastolatka. Doświadczyła znieczulicy i niekompetencji lekarzy. Chociaż od tamtej feralnej nocy minęło sporo czasu, to ten nie zabliźnił rany po śmierci dziecka. Pozwolił natomiast przekuć żałobę w działanie. Dzisiaj Agata udziela się na rzecz osieroconych rodziców, jest autorką bloga i profilu Aniołkowa Mama, organizuje spotkania matek po stracie. Kornelia żyje w jej sercu i inicjatywach, które podejmuje. – Udzielam się na wszystkich grupach wsparcia, organizuję spotkania dla rodziców po stracie. Rozmawiam z nimi. 5 lat temu nie pomyślałabym, że będę pomagać obcym dla mnie ludziom. Jestem innym człowiekiem. Dzięki Korneli – mówi. Strata dziecka – największa tragedia matki Monika Słowik: Ile czasu minęło od największej tragedii dla ciebie jako matki, jak do tego doszło? Agata Kotoska: W wieku 16 lat zaszłam w pierwszą ciążę. Strach był ogromny, bo nie wiedziałam jak bliscy zareagują. Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy przyjęli to bardzo dobrze. Dostałam dużo wsparcia i pomocy. Ciążę znosiłam dobrze, do 15. tygodnia zdarzyły mi się tylko typowe dolegliwości jak np. wymioty. Tygodnie szybko mijały, brzuszek pięknie rósł. W 21 tyg. ciąży dostałam skurczy i odeszły mi wody. Zadzwoniłam na pogotowie. Dyspozytorka z pogotowia nie wierzyła mi, że zaczęłam rodzić, dopytywała, czy aby na pewno mam skurcze, czy nie panikuję za wcześnie. Na przyjazd pogotowia czekałam godzinę. Najdłużej trwającą godzinę w moim życiu. Zabrano mnie do szpitala, ale poród zaczął się już w karetce. Lekarz nie okazał mi większego zainteresowania, nie asystował podczas parcia. Moja mama przejęła niejako jego rolę, bo stale sprawdzała postęp porodu i to ona powiedziała mu, że dziecko jest już na świecie. Zapanowała cisza. Cisza, której nigdy nie zapomnę. Nie usłyszałam płaczu ani tchnienia mojej córki. Nie było żadnej reakcji, ruchu. Urodziłam martwą dziewczynkę, moją córkę. Lekarz wziął ją w ręce, owinął w białą tkaninę i odwrócił się do mnie plecami. Milczał. Byłam wyczerpana, próbowałam unieść głowę, by coś zobaczyć, ale ten kazał mi leżeć i uspokoić oddech. Mogłam ją przytulić, wziąć w ramiona, zanim się nią zajęli w karetce, ale tego nie zrobiłam. Byłam w takim szoku i rozpaczy, że nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że nie przytuliłam swojej jedynej córeczki. Co działo się po dojechaniu do szpitala? Zostałyśmy rozdzielone. Ona owinięta w koc, który był w karetce, została zabrana przez neonatologów na ważenie, ja trafiłam na zabieg łyżeczkowania macicy. Nie zobaczyłam jej już tej nocy. Każdy wiedział, że jest martwa, ale nikt tego głośno nie komunikował. Padały porozumiewawcze spojrzenia, krótkie polecenia „idziemy ważyć”. Spędziłam noc w sali z kobietami po porodzie. Kiedy inne matki tuliły swoje dzieci, ja leżałam zwinięta w kłębek. Zasłaniałam się kołdrą i poduszką, by nie słyszeć płaczu nowo narodzonych dzieci. Moje nie płakało. Będąc na silnych lekach uspokajających i przeciwbólowych, walcząc ze snem czułam się nieobecna, całkowicie bezwładna. Leżałam i patrzyłam w sufit, a dookoła słychać było na przemian płacz dzieci i jakąś aparaturę, płacz dzieci i rozmowy z korytarza. Tej nocy nie wiedziałam, gdzie jest moje dziecko. Nikt mi nic nie powiedział. Sprawdzano tylko, czy śpię, czy nic mnie nie boli. Korzystałaś z pomocy psychologa? Nie korzystałam, bo miałam wsparcie w mężu i mamie. Nie miałam takiej potrzeby, by rozmawiać z psychologiem, chciałam sama się z tym zmierzyć, przepracować z bliskimi. Byłam wtedy zbyt młoda, by prosić o specjalistyczną pomoc, a ona nie była też tak mocno oferowana. Poronienie to nie dla wszystkich śmierć dziecka. Co mówią twoje doświadczenia z personelem medycznym? Są przygotowani do umierania dzieci, umieją obchodzić się z matką po stracie dziecka? W szpitalu, w którym byłam, największym wsparciem obdarzyła mnie położna. Nie tylko zaglądała do mnie w nocy, pilnowała czy jem, ale też zapewniała, że mogę o wszystko pytać. Jak przyjechałam do szpitala nie miałam żadnych swoich rzeczy – piżamy, kubka czy sztućców. Ona pomogła to wszystko zorganizować. Tylko ona mnie rozumiała, widziała tę rozpacz, którą inni bagatelizowali, bo to tylko kolejna pacjentka, w dodatku nastolatka. Lekarze cały czas mówili, że to tylko płód, że to się zdarza i że nie jestem jedyną kobieta, która straciła dziecko. ,,Jesteś młoda, będziesz miała jeszcze dzieci”- pocieszali. Personel nie był przygotowany na pomoc takim rodzicom. Pytanie czy chce pochować dziecko padło też bez większych wyjaśnień. Wiedziałam, że chcę to zrobić, muszę ją zabrać ze sobą. Gdybym była starsza, to zajęliby się mną lepiej? Nie sądzę. Takie traktowanie pozostawia ślad w psychice dziewczyny, która miała być matką i dopiero co zaczynała cieszyć się swoją kobiecością. Udało ci się ustalić przyczyny śmierci córki? Przyczyną poronienia, jak nam w szpitalu powiedziano, był konflikt serologiczny. Mój lekarz prowadzący ciążę nie zauważył albo nie chciał powiedzieć, że mamy konflikt. Powinnam przyjmować leki, być pod wnikliwą obserwacją. Takie dzieci rodzą się całe i zdrowe, a nasz przypadek został z jego strony kompletnie zaniedbany. Trafiłam na lekarza, który całą ciążę traktował mnie jak rzecz, kolejną z listy. Nic nie mówił o maleństwie, wszystko musiałam od niego wyciągać. Poszłam do niego z polecenia, ale już wiem, że do niego nie wrócę. Pierwsze bicie serca usłyszałam w 17/18 tyg. ciąży. Twierdził, że to odpowiedni tydzień na sprawdzenie serca dziecka. Powinien o wiele wcześniej robić ekg. Byłam na wizycie po wyjściu ze szpitala, po poronieniu i wtedy równie bez emocji stwierdził, że tak się zdarza, że jestem zdrowa, będę mieć jeszcze dzieci. Nie oczekuję, by lekarz płakał z pacjentką. Wystarczyłoby zaledwie uszanowanie, że w takim momencie każda z matek przeżywa stratę, bez względu na to, ile dziecko miało tygodni czy miesięcy. Po wyjściu nadszedł czas na ostatnie pożegnanie. Umiałaś je przygotować? Cały pogrzeb, formalności jak np. zarejestrowanie dziecka w urzędzie stanu cywilnego – organizował mój mąż. Nie byłam w stanie nic zrobić. Nie wiedziałam nawet, jak to wygląda od strony urzędowej, kto wybiera miejsce na cmentarzu, czy jest msza. Sama wybrałam tylko trumnę. Maleńką, skromną. Ciałko Kornelci zabrał z prosektorium zakład pogrzebowy. Nikt z nas nie brał w tym udziału. Od tamtej chwili w karetce, kiedy mignęło mi przed oczami zawiniątko w szpitalnej chuście, nigdy więcej jej nie zobaczyłam. Jej twarzy, rączek. Pogrzeb odbył się cztery dni od porodu. Nie chciałam oddać trumny z moją córeczką. Mój mąż z moim tatą musieli mnie trzymać. To pożegnanie rozerwało mi serce, dźwięk piasku spadającego na trumnę był najokrutniejszy. Jak wyglądały pierwsze miesiące żałoby? Było bardzo pusto. We mnie, wokół mnie. Każdego dnia chodziłam na cmentarz. Łzy i oskarżanie samej siebie nie miało końca. Młodość nie pomagała, by się pozbierać. Nie potrafiłam funkcjonować i chodzić do szkoły. Mierzyć się z tymi spojrzeniami na korytarzach, bo raz – zaszłam w ciąże, dwa – pochowałam dziecko. Pierwsze miesiące były bardzo ciężkie. Nie potrafiłam skupiać się na podstawowych czynnościach. Stale myślałam, jaka by była, jak wyglądałyby dni z nią. Do dziś miewam te myśli, niezrealizowane plany. Gdyby nie grupy wsparcia i wsparcie bliskich, to dziś byłabym tam, gdzie moja córka. Wśród rodziców to rzadkość, że chcą rozmawiać o stracie. Ty chciałaś, bo? Jest to dla mnie terapią i bardzo mi to pomaga. Nie potrafię zapomnieć o tym, że odeszła moja pierwsza, wyczekiwana córka. Wiem, jak ważna jest rozmowa z rodzicem po stracie. Wiele osób myśli, że jak nie będą mówić o nieżyjącym dziecku, to rodzicom będzie lżej. To nieprawda. Rodzice chcą, aby mówiono o ich dzieciach. Nawet jeśli nie ma ich na tym świecie. Ja na każdym kroku mówię o mojej Kornelce. Ona była jest i zawsze będzie. Tego nie da się wymazać z pamięci. Obwiniasz los za to, co się stało? Za śmierć twojego dziecka? Tak i to bardzo. Samą siebie też obwiniałam za śmierć własnego dziecka Zadawałam wiele pytań. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego los dał nam tyle bólu i cierpienia? Dlaczego zamiast zabawek musimy kupować znicze? Zadawałam sobie pytania, co mogłam jeszcze zrobić, aby moja Kornelka nie odeszła. Jest wiele pytań, na które nie dostaniemy odpowiedzi. Wiem, że ta tragedia nauczyła mnie być silną. Bardzo otworzyłam się na świat. Nauczyłam się głośno mówić o swoich uczuciach i o tym, co mnie boli. Kiedyś byłam skromną, cichą osobą. Nigdzie się nie wychylałam się do tego, by zabierać głos, a teraz? Udzielam się na wszystkich grupach wsparcia, organizuję spotkania dla rodziców po stracie. Rozmawiam z nimi. 5 lat temu nie pomyślałabym, że będę pomagać obcym dla mnie ludziom. Jestem innym człowiekiem. Dzięki Korneli. Strata dziecka jest dla matki niewyobrażalnym bólem. Widzisz jakąś różnicę w utarcie dziecka a stracie wczesnej ciąży? Widzę różnicę między rodzicami, którzy stracili kilkumiesięczne czy kilkuletnie dzieci, a tymi, którzy stracili dziecko, w którymś tygodniu ciąży. Z każdym rodzicem trzeba rozmawiać inaczej. Rodzice po stracie dziecka nienarodzonego przeżywają to moim zdaniem gorzej, gdyż obwiniają się za to, że mogli zrobić coś więcej. Może wybrać lepszych lekarzy. Tacy rodzice nie mają wspomnień ze swoimi dziećmi. Rodzice, którzy stracili dziecko, które miało kilka miesięcy czy lat przeżywają tę stratę równie ciężko, gdyż mieli szansę je wychowywać. Gromadzili zdjęcia, pamiętają uśmiech, gesty, dotyk. Zdążyli ich poznać, przytulić, ucałować. Zdążyli tak wiele z nimi przeżyć. Rodzice po stracie nienarodzonego dziecka nie zdążyli tego doświadczyć, zostają ze swoimi wyobrażeniami. Skąd wziął się pomysł na profil Aniołkowa Mama? Piszą do ciebie inne osierocone matki. Co najbardziej porusza cię w tych wyznaniach? Kilka lat temu trafiłam na bloga aniołkowej mamy i postanowiłam, że i ja spróbuję pisać o mojej stracie. Nie żałuję tej decyzji. Pomagam nie tylko innym, ale i sobie. Dla mnie tworzenie strony czy bloga to terapia. Jestem tam dla nich i wiem, że moja praca i czas nie idą na marne. Co do listów, najbardziej porusza mnie to, że te kobiety po prostu mi zaufały. Każda historia jest inna i do każdej trzeba inaczej podchodzić. Wiele mam dziękuję mi, że mogą z kimś porozmawiać, kto przeżył to, co one, i że ktoś je rozumie. Mogą wejść na stronę, gdzie są ci, którym nie obcy ten sam rodzaj bólu. Mogą więcej dowiedzieć się o poronieniu czy stracie. Tam nie ma ocen, nie ma rad. Są ludzkie tragedie i wzajemne zrozumienie. Strata dziecka oddala albo zbliża. Ty czego doświadczyłaś od swojego męża? To wasza, czy twoja tragedia? To nasza tragedia. Otrzymałam od niego ogrom wsparcia. Był cały czas przy mnie. Pomagał ze wszystkim. Rozumiał mnie, a ja jego. Każdy twierdził, że mnie zostawi, nie będzie chciał być z dziewczyną, która nie potrafi dać mu dziecka. Nie zostawił, wspierał mnie na każdym kroku. Kochamy się i będziemy się wspierać. Przeżyliśmy to razem. Bliscy też podtrzymywali cię na duchu? Wiele razy usłyszałaś, żeby nie rozpaczać, bo urodzisz następne? Po poronieniu dużo osób pytało mnie i mojego męża gdzie jest dziecko, co się stało. Mówiliśmy prawdę – że straciliśmy. Gdy się dowiadywali o tym, ucinali rozmowę. Gro znajomych odwróciło się ode mnie, bo stwierdzili, że jestem psychicznie chora, że za długo rozpaczam i mówię o mojej stracie. Wiele razy słyszałam „zapomnij, to tylko płód, urodzisz jeszcze gromadkę”. Skąd ludzie mogą wiedzieć, że urodzę gromadkę i co wydarzy się w moim życiu za 10 lat? Wiele pseudomądrości usłyszałam, które nie pomagały mi w żałobie. Mówiono mi „ogarnij się i idź dalej!”, „małolata a zero w niej radości życia”. Wiele osób naciskało na mnie, że mam się podnieść i zapomnieć o tragedii. Nie mogłam zapomnieć, wyjść z rozpaczy na rozkaz. Jak matka może zapomnieć o własnym dziecku? Ci, którzy tego oczekiwali, chyba nie do końca mieli świadomość relacji łączącej matkę z dzieckiem. Matka nie zapomni. Ten, kto nie przeżył tego co ja, nie zrozumie, z jakimi koszmarami musiałam się mierzyć i mierzę do tej pory. Żyję, bo wiem, że mam teraz swojego anioła stróża. Gadanie innych jest poza mną. 16-latka z Kolumbii zrobiła sobie tatuaż na prawej piersi. Skutki jej pomysłu okazały się fatalne, ponieważ w wyniku zakażenia i poważnej infekcji dziewczyna spędzi resztę życia na wózku inwalidzkim. Na tym jednak nie koniec jej dramatu. 16-letnia Luisa Fernanda z Casanare w środkowej Kolumbii zachorowała po tym, jak zrobiła sobie tatuaż na prawej piersi. Nastolatka zdecydowała się na ozdobienie swojego ciała w czasie, kiedy była w ciąży. Lekarze musieli ratować życie dziewczyny, dlatego podali jej niezbędne leki. Ich działanie doprowadziło jednak do poronienia. Na tym jednak nie skończył się dramat 16-latki. Infekcja była na tyle groźna, że zaatakowała jej rdzeń kręgowy. Dziewczyna poddała się koniecznemu zabiegowi, ale okazało się, że Luisa nie będzie w stanie chodzić i prawdopodobnie czeka ją życie na wózku inwalidzkim. – Było ciężko, kiedy opuściłam szpital, ponieważ potrzebowałem pomocy przy wsiadaniu i wysiadaniu z wózka inwalidzkiego, a moja mama nie była wystarczająco silna – opowiedziała Kolumbijka i przyznała, ze po poronieniu potrzebowała pomocy psychologa, ponieważ nie mogła poradzić sobie z depresją po stracie dziecka. Luisa usłyszała od lekarzy, że jest jeszcze szansa, by odzyskała sprawność, ale potrzebna jest operacja, której koszt wynosi około 5 tys. dolarów. Jej znajomi pomagają znaleźć niezbędne fundusze, aby pomóc 16-latce wrócić do normalnego życia. Czytaj też:Tragedia w Gdańsku. Dwaj bracia zginęli w pożarze, matce z rocznym dzieckiem udało się uciec

tatuaż po stracie dziecka